Rano widziałyśmy Taj Mahal o wschodzie slońca. Jest przepiękny, bajkowy, ogromny i nareszcie nieprzereklamowany! Bo Indie mają to do siebie że jak mówią że coś jest piękne, to jest tylko ładne, jak coś nie jest ostre to jest bardzo ostre, jak kawa jest mocna, to znaczy ze to herbata :D..itd
Ale Taj Mahal... jest naprawdę zachwycający. Z jednej strony człowiek się zachwyca siłą miłości, która sprawiła że zrozpaczony mąż wybudował swojej żonie ogromny grób a z drugiej strony ma się świadomość ile żyć to kosztowało, i ile dłoni czy kciuków zostało obciętych aby robotnicze dłonie nie wzniosły nigdy piękniejszej budowli...
Wcale nie będę wspominać że obcokrajowcy płacą za wstęp 25 $ a Indusi jakiś 1$. To nie ważne, warto było zobaczyć jeden z cudów świata.
Wokół mnie zapachy pomarańczy i opium bo w czasie obiadu dosiadł się do nas przemiły staruszek sprzedający naturalne olejki zapachowe które sam robi i skusiłyśmy się na kupno kilku buteleczek za tanioche :)... tutaj zakupy to największa frajda.
Całe 2 dni leniuchujemy, jedynym wysiłkiem na jaki się zdobyłyśmy to wynajęcie rikszy rowerowej żeby pojechać do Baby Taj. Istna batalia się o nas toczyła wśród rikszarzy. Kawał to drogi i nie chciałyśmy się zgodzić na rikszę rowerową, ale ujął nas jeden z rikszarzy błagalnym spojrzeniem. Serce nam się krajało, jak Indusowi przyszło pedałować pod górkę- takie to malutkie chucherko ze szczerbatym uśmiechem. Nie wytrzymałyśmy i zeszłyśmy.. być może, że okryłyśmy go przez to hańbą.. ciężko wczuć się w ich mentalność..
Z posiłków polecam bananowe lassi i bananowe naleśniki ! Jadłyśmy je na okrągło...