Nad ranem jesteśmy juz w Delhi. Z dworca odbiera nas znajomy Alexów- Kulbushan, który ma odebrać prezent dla Sary - ikonę z Lublina. Sara kolekcjonuje ikony.
Prezent przywożą ze sobą Paweł i Magda, którzy przlatują dzisiaj wieczorem. Kulbushan pomaga nam znaleźć hotel i lądujemy w obskurnym lecz tanim miejscu w bocznej ulicy od Main Baazar na Paharganju . Po całonocnej podróży nie mamy nawet siły wybrzydzać, najważniejsze, że nie ma śladu komarów i że mamy prysznic :).
W Delhi okropny upał, zupełnie inaczej odbiera się wysokie temperatury, kiedy nie ma takiej wilgoci jak w Mumbaju. Leje się ze mnie litrami. Dzień mija na spacerze po Maain Bazaar. Zachwyca mnie imnogość kolorów, zapachów, spojrzeń, krów i całego tego zamieszania. Wolność mnie uskrzydla. Nareszcie czuję sie swobodnie,i dopiero teraz zaczyna się moja przygoda. Moge samodzielnie wypłynąć na szerokie wody.
Wieczorem Kulbushan zaprasza nas na drinka do baru . Samo Delhi generalnie nie przypada mi do gustu: hałas, korki i smród spalin... Ale w porównaniu z Mumbajem to miasto ma o wiele więcej przestrzeni ze względu na szersze ulice. A także brak tego śmierdzącego zapachu kisnącego błota.
Wreszcie wyjeżdzamy na lotnisko po Magdę i Pawła. Ja cała w nerwach, bo mam jakieś głupie przeczucie ze się nie znajdziemy na lotnisku. W Indiach niestety ciężko sie czegoś dowiedzieć .. nikt nic nie wie na lotnisku, tak jak w Mumbaju. I kolejny czarny scenariusz, bo po drodze kończy nam się benzyna!! Kulbusham pędzi z kanistrem w swojej czyściutkiej, odprasowanej różowej koszuli (elegancik) do najblizszej stacji. Na szczęście była niedaleko. Jest juz bardzo ciemno i wydaje się samobójstwem stać na bocznym pasie drogi szybkiego ruchu gdzie na milimetry mijają nas wielkie, głośne ciężarówki..
Gdy docieramy do lotniska okazuje się, że samolot wylądował o czasie ,ale pan z karabinem informuje nas, że nie wolno wchodzić do środka. Terminal jest przepiękny, czysty, nowiuśki. Ale co z tego skoro nie możemy tam wejść. Obstawiamy z Bartkiem i Kulbushanem dwa wyjścia i czekamy godzinę, moze więcej aż wyjdą. Przez szybę dostrzegam Magdę, ale nagle gdzieś znika i czekamy kolejną godzinę... I o co tutaj chodzi? Czeski film ... Potem się okazało, że Magda z Pawłem czekali trochę na bagaże a potem poszli cos zjeść. Magda przespała posiłek w samolocie i potem nie mogla odżałowac, że jej nikt nie obudził. Powitanie radosne i łzawe, bo z Madzią nie widziałyśmy się pół roku.