Kolejne dni w Mumbaju upływają dość powoli jednak ciekawie, bo:
*Przezywam najgłosniejsza w życiu burze, bo pioruny wala w morze.
*widzę najwiekszy w moim zyciu deszcz ( nie ostatni ).
*Jeżdżę jako pasazer na motorze i malo nie umieram ze strachu, bo jazda na tych zatloczonych ulicach to prawdziwe wyzwanie.
*Mamy z Bartkiem przejażdzkę po centrum z kierowcą Sary. Niestety wszystko obserwowane zza szyby samochodu. Niesamowite jak różne oblicza ma to miasto. Piękne betonowe centrum handlowe z wysokim biurowcami, brukowane chodniki, a nieopodal bite, błotniste drogi i ludzie chodzący na boso, mieszkający w tekturowych domkach., żebrzący o jedzenie czy pieniądze ..
*i mamy jedną zabawna przygodę - w pojechaliśmy ze naszym znajomym i jego koelgą zobaczyć Wieś Rybacka ktora jest atrakcja turytyczna. Kolega mial nam pokazac to miejsce, ktore rzekomo znal. Jednak pomylil sie i zabral nas do smierdzacej rybackiej dzielnicy, gdzie w ogromnym deszczu zaobaczylismy rybaka w akcji, jak wyciaga z sieci ryby. Wyciagnal tez weza z ktorego wydusil rybe.. ohyda. Weza wyrzucil a rybke odlozyl dla siebie.. Oprocz oromnego syfu i smrodu rozkladajacych sie ryb nic ciekawego tam nie bylo...
Od kilku dni zalatwiamy tez 2 formalnosci : bilety lotnicze dla Bartka ( bo jakies problemy sie pojawily z biletem Delhi- Mumbaj ), a takze pociag do Delhi na 13 wrzesnia. Okazuje sie to nieziemsko skomplikowane nawet przy pomocy znajomych, bo bilety prawie wyprzedane ze wzgledu na swieto ( lub brak łapówki z naszej strony). Po wielu kombinacjach dostalismy wreszcie bilety, niestety drozsza klasą za ktora sie placi dwa razy wiecej.