Od poniedzialku 17 az do wtorku 21 bylysmy w drodze do Jaipur. Zajelo to wiele czasu bo Manali z ktorego wyjechalysmy jest polozone na 2000 metrow , wiec trudna trasa powrotna-- bardzo waska droga, pelna zakretow o 180 stopniach, a zaraz obok przepasc... piszczace superniezawodne hamulce dostarczaly niezlej adrenalinki przez kilka godzin zjazdu taka traska...
Delhi znowu nas "milo" przywitalo... to miasto to masakra! Ale wybrnelysmy z opresji ( poszukiwanie transportu do Jaipur) co bylo nie lada wyczynem, najezdzilysmy sie metrem dzieki czemu uniknelysmy natretnych, zaklamanych riksiarzy ale upal i ciezar plecaka dawal sie we znaki. Po meczacym krazeniu miedzy dworcami - bo dworzec w New Delhi przechodzi jakis remont, potem od okienka do okienka zeby dostac bilet, nie mialysmy na nic sily, glodne i zmeczone po nocnej jezdzie. Na peronie wszyscy wlepiaja w nas czarne oczeta-- jedyne chyba europejki na tym dworcu, oni sie gapia bez zadnych zahamowan, tak prosto w oczy. Opedzalysmy sie od zebrakow, ciary przechodzily na widok tego syfu na dworcu, szczury na torach, kazdy sika gdzie popadnie....I w tej cudnej atmosferze skusilysmy sie na sniadanie w dworcowym barze... obrzydliwie i niemila obsluga ale jak czlowiek glodny to wszystko zje i wiele zniesie. w dodatku mialysmy maly pokaz dyskryminacji kobiet, czy turystow (??). Gdy chcialysmy zamowic ryz z sosem uslyszalysmy odpowiedz ze nie ma, a doslownie za chwile zobaczylysmy jak podaja takie danie jakiemus Indusowi. Magda sie niezle wpienila i poszla zrobic awanture (zadziora :)). Pracownik powiedzial ze ten pan to minister, na co magda odopwiedziala ze w takim razie ona to krolowa ha ha ha!!!
Oczekiwanie na pociag sie przedluzalo, jakies zmiany w peronach, z hinduskiego angielskiego nie mozemy wylapac gdzie podstawia nasz pociag. Ale przyklejamy sie do przemilej rodzinki z dwojka dzieci, ktorzy objasniaja nam wszystko, lacznie z procesem dokupienia miejscowki do naszego biletu. Kupilymy bilet bez wczesniejszej rezerwacji, z czym na dzienne pociagi nie powinno byc problemu, wystarczy poczekac na konduktora i poprosic zeby wypisal miejscowki, za ktore sie doplaca i wychodzi troche drozej niz bilet kupiony z rezerwacja. Konduktor w pociagu bardzo uprzejmy, bierze mnie na bok zeby w ciszy wypisac bilet. Z rodzinka podrozujemy caly dzien, tysiace rozmow z glowa rodziny. Czestuja nas nawet obiadem z termosu ( mimo glodu odmawiamy, widzimy ze maja malutko ). Potem jednak wyjatkowo lamiemy nasza zasade "nie brania czegokolwiek od nieznajomych" i wcinamy ofiarowane nam jablko. Slyszalysmy juz niejedna historie o jablkach ze srodkiem nasennym.. prawie jak w pociagach na trasie Krakow-Katowice :).