Dzisiejszy dzień pełen wrażeń przeplatany radością, zaskoczeniem, upałem i złością. W Indiach ,które było dane nam poznać, nie ma nic za darmo. Jesli ktos jest życzliwy i chce pomoc to najczesciej OCZEKUJE napiwku . Co najgorsze czasem nawet za otworzenie drzwi nalezy sie bakszysz - czyli napiwek. Strasznie nas to dziś zirytowalo, ale trzeba sie do tego przyzwyczaic , bo to jest ogromna roznica kulturowa i to jest tutaj powszechnie akceptowane. Niestety ruch turystyczny sprawił, że ludzie totalnie sie rozbestwili. Śmiejemy się, że biorą nas za bogate Amerykanki, tak jak nas ostrzegano. A my jesteśmy tylko biedne studentki :) !!
A jesli chodzi o dobre rzeczy to dzis zwiedzalysmy tradycyjne, pieknie malowane domy - Haveli a także małą wioske na półpustyni. Piękna okolica, półpustynia zachwyca, ogromny żar leje się z nieba, piaski złocą się w słońcu. Możnaby pomyśleć, że jesteśmy jedynymi turystkami które odwiedzają te strony, bo taka cisza i spokój. Niestety byłyśmy juz n-tymi turystkami, gdyz to jest jeden z punktów programu Rakesza. Zaraz goniła za nami chamara dzieciaków w oczekiwaniu na coś słodkiego.
Poznałyśmy znajomych Rakesza, którzy zaprosili nas na obiad. To jedna z majętniejszych rodzin w tej wiosce, o czym mogło świadczyć posiadanie DVD i TV, na którym dumnie zaprezentowano nam film przyrodniczy po angielsku w czasie oczekiwania na obiad.
Posiłek pyszny, chociaż jadłyśmy jako jedyne w towarzystwie :(. Tradycyjnie na podłodze i bez sztućców. Reszta stała nad nami i sie przyglądała... Potem niemiła niespodzianka, bo Rakesz podszepnął, żebysmy daly im jakąś sumkę.
I właśnie to nas tak zirytowało, bo co to za gościnność, za którą się płaci. Ale cóż, co kraj to obyczaj i potem juz nas to tak nie zaskakiwało. Pojawienie się białego człowieka jakiś czas temu, potem rozwój turystyki i wręczane pieniądze przez turystów robią swoje.