Miasto przesiadkowe do Jodpur. Z Mandawy kiepskie polaczenie z reszta swiata, mialysmy kilka przesiadek: to autobus, to pociag i zajęło nam to cały dzień, mimo małej odległości
W pociągu poznałysmy przemiłego doktora, który zaprosił nas żebysmy się dosiadły. Uduchowiony człowiek, bardzo rozeznany w świecie i ... powróżył nam z ręki...Potem dostałysmy zaproszone na herbatke do domu, gdzie poznałyśmy jego rodzinę. Teraz jest 9 dniowe swieto i w Bikanerze masa ludzi. Ciężko było znaleźć nocleg w pobliżu dworca, więc jestesmy w kolejnym obskórnym guest housie, gdzie sami mężczyźni nas otaczają. Za to jedzenie siódme niebo - wyśmienite! ( polecam garlic naan)
Po upalnej nocy walczymy na dworcu o kupno biletów. Postanowiłyśmy trochę bardziej się zorganizować i kupiłyśmy bilety na następne dwa tygodnie podróży po Indiach. Z upartością maniaka chciałyśmy same kupić bilety, w kasie... korupcja robi swoje i po długiej walce - chodzeniu od okienka do okienka zatrudniłyśmy Indusa, któremu zapłaciłyśmy 100 rupii ,z czego połowa była dla niego a połowa dla kasjera który zechciał współpracować.
Zwiedziłyśmy przepiękny Fort Junagarh powłóczyłyśmy się trochę po mieście i kupiłyśmy pare szali na prezenty, znalazłysmy nawet najnormalniejszy w świecie supermarket (wow!). Poza tym wyrzucili nas z jedynej kafejki jaką znalazłyśmy... takie tam małe nieporozumienie z kopiami paszportów..